poniedziałek, 4 lutego 2008

Orzech jasny, meblościanki i gumoleon. Opowieść w odcinkach. Wstęp.

Wszechobecny orzech jasny. Jak dobrze znany wszystkim, który mieszkają na wsi - a w szczególności nowo zasiedlającym domy różne - jak i odwiedzających wiejskie okolice. Można go spotkać wszędzie - na fasadach budynków, we wnętrzach, na podłogach, skrywający deski z pięknym słojem. Jednak największą bolączką są..orzechowe meble. Czasami nie wiadomo co skrywa kolor owy - drewno czy wyrób drewnopodobny? W domu "moim" rozpoczęłam wszechstronną akcję utylizacyjną. Namawiam do niej gorąco. Ratujmy wieś polską od orzecha jasnego! Orzechowi jasnemu mówimy stanowcze - NIE!

Kolejną sprawą ściskającą serce moje i kłującą w oko nieco wrażliwe, są... meblościanki. Jakże miło wejść w dom i nie napotkać ich wzrokiem. A niestety królują różne - pokojowe i kuchenne, drewnopodobne, przeszklone, na wysoki połysk, no i te nowotwory - różnowysokościowe. I żal opanowuje tym większy, kiedy z ust gospodarza dowiedzieć się można, że "mieli takie stare szafki, szafy, szlabanki, kredensiki, kufry i inne, ale porąbali i spalili, bo już patrzeć sie nie dało na nie. A te takie ładne, nowe i poukładać wszystko się da". I co można w takiej sytuacji?! Nic. Tylko usiąść i zapłakać.
Podejmowałam ja próby niejednokrotnie do ocalenia starego mebla. Skutki były różne. Ale mogę poszczycić się posiadaniem kufra posażnego, kredensika, szafek, krzeseł, stołu i innych. Choć różnie ludzie reagują i różne są drogi zmiany właściciela. Od szczerego, bezinteresownego przekazania mebla - "a niech idzie w dobre ręce, po co ma stać i się marnować. a ja i tak bym spalił" czy "a niech bierze, ale po co jej takie stare? lepsze teraz można kupić", przez kupno za symboliczne kwoty, aż po chęć zrobienia wielkiego interesu (oczywiście właściciela na mojej osobie), zwietrzywszy "okazję" - "się interesuje, chodzi, ogląda, pyta, znaczy się warte pewnie jakie wielkie pieniądze". Tak czy owak - ratować trzeba i warto. Jakąkolwiek metodę by się obrało. Liczy się efekt końcowy i przedłużony żywot mebla z duszą.

No i na koniec on - gumoleon, czyli popularny w czasach postkomunizmu, a i także występujący teraz, barwny, wzorzysty twór PCV w rulonie. Pól biedy, kiedy skrywa jakieś betonowe podłogi, czy wspomnianą wcześniej podłogę w kolorze orzecha jasnego, ale kiedy pod jego gumowym ciałem leży biedna nieoddychająca drewniana deska, to..scyzoryk się w kieszeni otwiera.
Oczywiście bratem gumoleonu jest bohater wcześniejszego posta - panel. Który oczywiście też jest nie do przyjęcia we wnętrzu wiejskiego domu.
Jak i cała brać tego mojego pisania. Czyli 3 x NIE!

NIE dla orzecha jasnego !
NIE dla meblościanki !
NIE dla gumoleonu (czy jego młodszego rodzeństwa) !

Ratujmy nasze domy, dajmy im żyć i sobie w nich również.

No, to by było na tyle. Wracam do zasiedlania mojego nowego domu na górce :)

3 komentarze:

Unknown pisze...

Ratujmy Tak. Ale tego człowieka. On nie chce postępu. Bo jakie wyjście mamy przecież w blogu źle gadamy.

M pisze...

Jakiego człowieka na ratunek wysyłasz Ty? Takich jak autor jest wielu. I oni sie znają ;)

Trombik pisze...

Ja myślę że orzechy wszelakie jednakowo w mieście i na wsi królowały za peerelu.