środa, 23 września 2009

Idź, przeżegnaj chmury

O Franciszku Racisie mówią, że jest ostatnim prawdziwym muzykantem ludowym Suwalszczyzny. Jego przyjaciele żartują, że jest taki stary, że pewnie pamięta narodzenie Chrystusa. 86-letni skrzypek z Jasionowa to postać unikatowa. Na dobrą sprawę należałoby go otoczyć opieką konserwatora tradycji, gdyby takowy istniał, konsylium profesorów medycyny, żeby jak najdłużej pozostał w zdrowiu i modlitwą, żeby ci medycy nie mieli nic do roboty.


Idź, przeżegnaj chmury

Franciszek Racis ma swoją księgę, z którą idzie przez życie - modlitewnik z końca XIX wieku. Nazywa go “Służbą Bożą”. Modlitewnik dostał od ojca, a ten wcześniej od swojego. Franciszek przykleił na brązowej, tekturowej okładce obrazek Pana Jezusa Miłosiernego.

- Upiększyłem, bo okładka była wytarta. Ojciec szybko wsuwał książkę do kieszeni, a że często ją nosił, zniszczyła się. Franciszek szuka na stole okularów do czytania. Wkłada na nos. Przewraca grubą książkę na ostatnią stronę, gdzie znajduje się samodzielnie wykonany “rejestr”, czyli spis treści. Powoli przesuwa palcem wzdłuż listy.

- Tu jest wszystko. Modlitwy na każdą uroczystość, nawet po łacinie można znaleźć. Ta jest od burzy - palec zatrzymuje się na środku pożółkłej stronicy, Franciszek odcyfrowuje stronę i przewraca kartki. - To bardzo ważna modlitwa. Kiedy byłem mały, okropnie bałem się grzmotów i błyskawic. Miałem siedem lat, a była ogromna burza. Mama wcisnęła mi w rękę modlitewnik i wysłała przed dom. Stanąłem, przeczytałem głośno i chmura zawróciła. To wielka modlitwa, może burzę odwrócić. Trzeba tylko wierzyć i być w stanie łaski uświęcającej. Deszczu jednak nie wolno tą modlitwą odwracać, bo o deszcz musi się modlić ogół, cały kościół.

Od tamtego wydarzenia Franciszek nie rozstaje się z modlitewnikiem.

Tamtego domu już nie ma

- Mój rocznik to 1922 - mówi. - Śmieją się ze mnie. Mówią: O, to ty narodzenie Pana Jezusa pamiętasz.

Rodzice Franciszka, Franciszek i Weronika pochodzili z Jasionowa. Syn dostał miano nie tylko po ojcu, ale ponieważ urodził się 3 grudnia, kiedy Kościół wspomina św. Franciszka, także w akcie oddania go pod opiekę świętemu. Domu, w którym się urodził, już nie ma. Stoją tam tylko stare drzewa: klon, lipa i dzika jabłonka.

- Ludzie stąd byli wygnani, bo tu front przechodził - opowiada Franciszek. - W Jasionowie, na szczęście, dużo budynków ocalało, ale w Kupowie i Białobłotach tylko zgliszcza zostały.

Stary dom Racisów też był częściowo zniszczony. Franciszek czasem wspomina trudne powojenne czasy.

- Ludzie nawet chleba nie mieli, a żyć musieli. Ojciec jeździł saniami na Litwę i tam kupował zboże. A że mieliśmy żarna, krowę, konia, to przeżyliśmy - kwituje.

Konopnicka to potrafiła pisać wiersze

Kiedy miał czternaście lat, nie chodził jeszcze do szkoły.

- Szkoły w Rutce nie było, tylko aż w Becejłach - opowiada. - Ojciec więc sam zaczął mnie uczyć. Jego z kolei uczył właściciel dworu, który znajdował się po sąsiedzku. Ojciec najął się tam za pastucha. Właściciel był wojskowym. Uczył ojca wieczorami. Choć w tamtym czasie uczenie polskiego było surowo zakazane, ten pan uczył ojca i po rosyjsku i po polsku, bo sam był Polakiem.

Franek szybko nauczył się czytać. Rodzice postanowili więc od razu zapisać go do trzeciej klasy. Na to nie zgodziła się jednak dyrekcja szkoły. I Franek do szkoły nie poszedł.

- Uczyłem się z młodszymi braćmi, którzy poszli do szkoły - wspomina. - Kiedy oni czytali na głos, ja też zapamiętywałem. Do dziś pamiętam wiersze, które wtedy poznałem. Najbardziej ceni te Marii Konopnickiej, bo w nich często pojawia się słowo Bóg.

Skrzypka z klonu i sklepu kolonialnego

Jego przeznaczeniem okazała się muzyka.

- Jestem muzykantem po dziadku, ojcu matki - przyznaje Franciszek. - Antoni Dębowski to był muzykant pierwszej klasy. I uczony był, miał cztery klasy ruskiej szkoły. I w gospodarstwie wszystko zrobił. A lekko nie było, bo mieli tylko piętnaście morgów, a dwanaścioro dzieci do wykarmienia. Ale wszyscy byli tancerzami, wszyscy śpiewali.

Nie pamięta, niestety, jak dziadek grał, bo ten zmarł, kiedy Franciszek miał kilka lat. Za to w wiosce przetrwały melodie, które grał senior. Franciszek jest szczęśliwy, że mógł się ich nauczyć i teraz może przekazać innym, żeby nie zginęły. Pierwszą skrzypkę zrobili z ojcem, kiedy miał dwanaście lat.

- Ojciec spiłował gałąź klonową. Wyrysował instrument ołówkiem. Ja nacinałem dłutem i robiłem koryto - opowiada. - Potem trzeba było zrobić ścianki, a na końcu naklejało się deszczułkę. Szyjkę przykleiłem klejem. Struny ojciec kupił w sklepie kolonialnym. Tam można było dostać wszystko, co tylko zechciałeś. Podkowę i piłę, naftę, materiał na ubranie i buty.

Okazało się, że niedobrze założyli struny. Dopiero wujek Franciszka przełożył je na właściwe miejsca.

- Przestrzegł mnie jednak, że instrument nie będzie grać jak prawdziwa skrzypka, bo to kłoda jest - wspomina Franciszek. - Ale kiedy tylko polkę na niej zagrał, pomyślałem, że też bym tak chciał.

Ołowacz był najlepszym tenorem

Z tamtych czasów Franciszek wspomina dwóch muzykantów: Mieczysława Wierzchowskiego, rocznik 1913, który udzielił mu kilku lekcji gry na skrzypkach i mistrza nad mistrzami Adama Ołowacza.

- Mieczysław Wierzchowski. był bardzo dobrym muzykantem, ładnie grał. Powiedział mi, że tańce, które gra pochodzą od mojego dziadka. Bardzo się cieszyłem. On grał pierwszym głosem, ja basowałem.

Drugi wielki muzykant, Adam Ołowacz też pochodził z tych stron. Mieszkał w Postawelku.

- To był największy tenor i skrzypek, jakiego znałem - mówi z podziwem Franciszek. - Gdyby skończył szkoły, to by poszedł na podbój świata. Kiedyś w kościele w Becejłach na rezurekcji kobieta zaczęła śpiewać “Marię Magdalenę”. Źle zaczęła, za nisko. Jak Ołowacz usłyszał co się dzieje, zagrzmiał tak, że się potężne filary zatrzęsły. I poprowadził pieśń do końca.

Nie przypuszczałem, że zajdę w graniu tak daleko

Razem z Franciszkiem i Mieczysławem Wierzchowskim w kapeli na bębenku zaczął grać młodszy brat Franciszka, Leon. Kiedy Wierzchowski wyjechał, dołączył do nich Janek Anzulewicz na harmonii guzikowej. Zaczęli grać po zabawach. Ale Janka zabiła krajzega.

- Piętnaście lat nie grałem, aż Szypliszki mnie powołały - snuje opowieść Franciszek. - Grałem z nimi sześć lat. Potem organista becejlański, Wasilewski grał na akordeonie, ja na skrzypkach, Rusinowski z Postawelka na drugich skrzypcach. Ale nie bardzo szło. Tylko jeden skrzypek poradził sobie w duecie z Franciszkiem - Sylwester Jaśkiewicz, jego krewny.

- On basował, a ja grałem pierwszym głosem. Pięknie złożeni byliśmy, a jak się dwoje skrzypiec dobrze złoży, to muzyka luks idzie. Zbinek, mój wnuk, grał na bębenku. To była już prawdziwa ludowa kapela. Jeździliśmy do Kazimierza i braliśmy dobre miejsca.

Franciszek Racis siedmiokrotnie uczestniczył w Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Ma na swoim koncie, razem z kapelą, I nagrodę w kategorii kapel seniorów oraz kilka tytułów w kategorii “Duży-Mały”. W tym roku również zakwalifikował się do kazimierskiego przeglądu. - Nie myślałem, że do tego dojdę w graniu - kręci głową.

Polkę trzeba odrobić do potu

Kultury ludowej uczył się od Franciszka niejeden muzykolog z dyplomem. Jego dom odwiedzają profesorowie i studenci. Wielu uczniów uważa go za mistrza. Franciszek to chodząca encyklopedia wiedzy o polkach, mazurkach, a także ludowych obyczajach. Bo skoro Franciszek twierdzi, że na Suwalszczyźnie grało się fokstrota, to tylko akademik nie znający życia może się upierać, że chłopi o takich melodiach nie mieli pojęcia. I że na pewno, broń Boże, nie można było ich usłyszeć w wiejskiej chacie.

- W Polsce najpopularniejsze były oberki i mazurki, ale na Suwalszczyźnie polki i walce - wykłada oryginalną lekcję Franciszek. - Polkę niełatwo zatańczyć, trzeba ją odrobić do potu. A najtrudniejsza to galopka, bo tańczy się ją z przyklękiem. Moja żona dobrze tańczyła polkę. A przed wojną na Suwalszczyznę zawędrowały fokstroty. To już wolniejszy taniec.

Kto choć raz słyszał Franciszka Racisa, wie, że grając do tańca jego skrzypka potrafi zastąpić orkiestrę. Jeden z największych komplementów Franciszek usłyszał od swego brata Leona.

- Choć to mój brat, ale muszę go pochwalić, dobrze gra - przyznaje 82-letni Leon, któremu zdarza się wyjść z domu, nie mówiąc nic nikomu i zawędrować nocą do wielkiego pokoju na parterze domu Racisów, skąd płynie muzyka. Siada wtedy na pięknej ławie z oparciem, wykonanej przez syna Franciszka, Czesława, i słucha. Przekrzywia bieluteńką głowę i spod “maciejówki”, takiej jaką nosił Józef Piłsudski, przygląda się przebierającemu po strunach bratu. Coś sobie przypomina. Często przyłącza się też do pieśni.

Czas wnuków

Kiedy w okolicy zabrakło muzykantów, z którymi warto byłoby grać, Franciszek pomyślał o wnukach. Z pięciorga dzieci: Romka, Czesława, Honoraty, Celiny i Bolesława żadne niestety nie zdecydowało się na karierę muzyka.

- Mieli głosy, ale do grania się nie garnęli - wzdycha Franciszek. - Tylko Czesiek potrafi zagrać kilka tańców na harmonii guzikowej. Ale teraz robi pomniki i bardzo ciężko pracuje. Franciszek zaczął więc przyuczać wnuki. Najpierw Zbinka na bębenku. Pojechali razem do Kazimierza i wystartowali z powodzeniem w kategorii “Duży-Mały”. Potem zaczął uczyć grać na skrzypcach młodszego Szymona, na harmonii Andrzeja i Wiolettę na basetli. Najmłodsza Agnieszka gra na bębenku i uczy się grać na skrzypcach. Występują jako Kapela Rodzinna Racisów.

- Ale powoli tracą chęć do grania - smuci się Franciszek. - Najstarszy Zbinek ma 25 lat. Ma dziewczynę. Młodsi też rozglądają się za towarzyszkami życia. Może się rozsypać ta muzyka. Dopóki jednak grają, powtarzam im: Grajcie, bo ludzie powiedzą, że dziadek za was grał, a wy tylko za świadków byliście.

Pamiętają o mnie

Trzypokoleniowy dom Racisów jest otwarty dla gości. Gospodyni zastawia stół. Znajdzie się na nim też butelka. Franciszek zawsze bierze do ręki skrzypce. Czasem na poczekaniu ułoży przyśpiewkę na poszanowanie przybyłych. Potem się rozmawia, gra i śpiewa. Osiem lat temu, kiedy Franciszek i Władysława obchodzili złote gody, gości zjechało tylu, co na wesele.

- Tylko muzykantów zabrakło - uśmiecha się Franciszek. - To wstałem od stołu i z wnukami zagraliśmy. Niespodziankę sprawili mu też rok temu znajomi, którzy przyjechali na jego imieniny. Z Wigier, z Suwałk, z Raczek.

- Wódkę postawili na stół - opowiada Franciszek. - No to, choć imieniny wypadają w adwent, to skoro goście przyjechali, trzeba było wypić. W gospodarskim domu zaraz i dobre jedzenie się znalazło. Posiedzieliśmy do dwunastej, może trochę dłużej. Pamiętają jeszcze o mnie - uśmiecha się.

Zawsze w tej wesołości Franciszek znajdzie chwilę na naukę młodych. Bierze wtedy do ręki XIX-wieczną książeczkę. Czasem sam przeczyta na głos którąś z modlitw, częściej da komuś z gości. To niezwykłe chwile. Na ich przeżycie nie napisze się projektu do Unii Europejskiej za żadne europejskie pieniądze.

***

Na co dzień pogodny i życzliwy starszy człowiek, jest bezkompromisowy, jeżeli ktoś przekroczy normy, które uważa za fundamentalne. Dlatego jest w konflikcie z proboszczem parafii i jednym z suwalskich folklorystów. Bo jak uważa, wielu jest wezwanych, ale niewielu wybranych.

Agnieszka Szyszko

piątek, 18 września 2009

Nagrody im. Oskara Kolberga 2009 roku.

W tegorocznej XXXIV edycji Nagrody im. Oskara Kolberga laureatami zostali:

Pan Franciszek Racis z Jasionowa - Gmina Rutka-Tartak powiat Suwalski.
Skrzypek solista, śpiewak i tancerz.
Uprawia etniczną muzykę miejscową. Jest jednym z nielicznych strażników dawnych tradycji i obyczajów. Mieszka od urodzenia na swojej ziemi.
oraz
Pan Józef Murawski z Szypliszk - Gmina Szypliszki powiat Suwalski.
Twórca ludowy, który ocalił od zapomnienia muzykę, taniec i obrzędy pogranicza polsko-litewskiego.

Uroczystość wręczenia nagród odbędzie się 3 października w warszawskich Łazienkach Królewskich.

Doceniają naszych? Suwalszczan, niech tak będzie; choć jej ( Suwalszczyzny jako regionu etnograficznego ) nigdy nie było. Dla zrozumienia, gdzie to jest, podaję charakterystykę gmin administracyjnie określonych. Bo otoczenie miało i ma największy wpływ na ich sztukę ( nie nazwę jej ludową )ponieważ teraz nazywa się to Dziedzictwo Narodowe.



Charakterystyka gminy Rutka-Tartak
Gmina Rutka - Tartak położona jest w północnej części powiatu Suwałki, na obszarze Pojezierza Wschodniosuwalskiego, w otulinie Suwalskiego Parku Krajobrazowego. Od północnego - wschodu gmina graniczy z Litwą. Największą atrakcją tego terenu jest polodowcowy krajobraz z jeziorami: Pobondzie, Potopy, i Białe oraz z głębokimi i rozległymi dolinami Potopki i Szeszupy. Wieś Rutka - Tartak powstała w 1874 roku w wyniku połączenia dwóch miejscowości Rutka i Tartak.
Tereny dzisiejszej gminy Rutka - Tartak leżały początkowo w kręgu oddziaływania kultury litewskiej i jaćwieskiej w centrum Puszczy Mereckiej. Od 1422 roku znalazły się w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pierwsi osadnicy byli drwalami, osocznikami, bartnikami, smolarzami lub rudnikami. Gmina Rutka Tartak powstała po raz pierwszy w 1973, po trzech latach została włączona do sąsiedniej gminy Wiżajny. Reaktywowano ją w roku 1984 istnieje do dziś.
Część gminy jest zwodociągowana a wieś Rutka - Tartak posiada kanalzację sanitarną. W gminie działa mechaniczno - biologiczna oczyszczalnia ścieków z reaktorem typu Hydrocentrum o przepustowości 150 m3/dobę z punktem zlewnym, odbiera ona ścieki z kolektora sanitarnego dla miejscowości Rutka - Tartak. W przyszłości odbierać będzie ścieki z planowanych do budowy kolektorów sanitarnych
Jest to typowo rolnicza gmina. Grunty orne przeznaczono pod uprawę zbóż oraz pod uprawę ziemniaków i roślin pastewnych. W gminie nie uprawia się roślin przemysłowych. W gminie Rutka - Tartak funkcjonuje 375 podmiotów gospodarczych, 7 z nich należy do publicznego sektora własności, reszta stanowi własność prywatną.
W gminie Rutka - Tartak są doskonałe warunki do rozwoju turystyki i agroturystyki. Urozmaicona rzeźba terenu umożliwia uprawianie różnych form turystyki, w szczególności pieszej, rowerowej i wodnej. Turysta może przenocować w kwaterach prywatnych albo na polach namiotowych.



Charakterystyka gminy Szypliszki.
Gmina Szypliszki położona jest w północnej części powiatu suwalskiego, na obszarze Pojezierza Wschodniosuwalskiego. Od Północy gmina graniczy z Litwą. Siedzibę gminy wieś Szypliszki przecina międzynarodowa trasa Warszawa - Białystok - Augustów - Suwałki - Budzisko.
Początkowo tereny obecnej gminy Szypliszki należały do Jaćwingów, potem znalazły się pod oddziaływaniem Zakonu Krzyżackiego i Litwy, by w końcu przejść w posiadanie Wielkiego Księstwa Litewskiego. W owym czasie ziemie te nie były zagospodarowane, porastała je Puszcza Merecka. Pierwsze osady zaczęły powstawać w XVI i XVI wieku. Pierwsze wzmianki o wsi Szypliszki i Postawek pochodzą z 1642 r. Tereny gminy Szypliszki znalazły się po traktacie w Tylży pod zaborem rosyjski. Na początku XIX wieku rząd carski wybudował ważną pod względem strategicznym szosę z Warszawy przez Kowno do Petersburga. Pierwszą szkołę w Szypliszkach utworzono w 1812 roku. Początkowo nauczano w niej w języku polskim, język ojczysty usunięto z szkoły po powstaniu listopadowym.
Mieszkańcy pod panowaniem carskim żyli w skrajnej nędzy, dlatego masowo poparli powstanie styczniowe. Duża ilość lasu sprawiała, że był to obszar dogodny dla powstańców. W czasie I wojny światowej obszar dzisiejszej gminy był pod długotrwałą okupacją niemiecką. Po wojnie na tym obszarze trwały zacięte walki o granicę między Polską a Litwą. W październiku 1920 roku podpisano umowę suwalską na mocy której Suwalszczyzna i Litwa Kowieńska zostały rozłączone administracyjnie po dzień dzisiejszy.
Ponad 80% miejscowości w gminie posiada telefony stacjonarne. Ponad połowa miejscowości na terenie gminy Szypliszki posiada wodę z sieci wodociągowej. W miejscowości Słobódka wybudowano nowoczesną oczyszczalnię ścieków o przepustowości 150 m3/dobę, zaś przy szkołach podstawowych wybudowano biologiczne oczyszczalnie ścieków typu SOTRALENTZ.
Większość mieszkańców gminy utrzymuje się z pracy w indywidualnych gospodarstwach rolnych. Zajmują się one produkcją zwierzęcą, jak i roślinną. Oprócz tego istnieje drobna działalność handlowo - usługowa. Na terenie gminy zarejestrowanych jest 349 podmiotów gospodarczych, z czego 11 należy do publicznego sektora własności, reszta zaś znajduje się w rękach prywatnych. Przyszłość gminy można upatrywać w rozwoju turystyki i agroturystyki, rolnictwa ekologicznego oraz z funkcjonowaniem największego przejścia granicznego z Litwą w Budzisku.
Do przybycia zachęcają liczne jeziora, czyste powietrze, bogate w jagody i grzyby lasy oraz polodowcowa rzeźba terenu. Turystom udostępniono pola namiotowe, kwatery prywatne, plaże i kompieliska na jeziorach, punkt widokowy na Jesionowej górze nad jez. Szelment Wielki. Na terenie gminy znajdują się szlaki turystyczne piesze i rowerowe. Kilka miejscowości w południowej części gminy leży w granicach Wigierskiego Parku Narodowego lub w jego otulinie.

wtorek, 15 września 2009

KOło muzyki

 
Posted by Picasa


 
Posted by Picasa

Czy ktoś wie w jakiej gazecie ukazał się tenże artykuł ?
Znana jedynie jest ta odklejona część, muzyki.