środa, 25 lutego 2009
piątek, 20 lutego 2009
Hydronimy suwalskie - Ślepe
wtorek, 17 lutego 2009
Za gadka. Czy szlaban.
GOŚCINNOŚĆ (Gloger)
Pochodzi ze źródła internetowego http://www.bryzg.pl/leksykon.htm
Zaprosili Stowarzyszenie Krusznia do Olsztyna
Stowarzyszenie "Tratwa", Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych oraz Centrum Badań Europy Wschodniej UWM w Olsztynie zapraszają na spotkania
20 lutego 2009, godz. 13.15, Aula Teatralna Centrum Nauk Humanistycznych - Kortowo 2
21 lutego 2009, godz. 17.00, Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych, Zatorze"
Podczas spotkań będą miały miejsce:
- projekcja filmu "Takich pieśni sobie szukam"
- opowieści/rozmowa z autorami o filmie, pieśniach, oraz ich doświadczeniu spotkań ze śpiewakami.
- koncert pieśni z ukraińskiego Polesia w wykonaniu członków zespołów DZICZKA, MUZYKA Z DROGI z Warszawy (uczestnicy projektu "Ukraina Archaiczna i Współczesna - Pieśni i Ludzie")
- wystawa zdjęć z wypraw.
Projekt "Ukraina Archaiczna i Współczesna - Pieśni i Ludzie" realizowany był w ramach programu Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności "RITA - przemiany w regionie" przez Stowarzyszenie "Panorama Kultur"
więcej o projekcie: www.ukrainaarchaiczna.pk.org.pl
21 lutego o godz. 18.30 po spotkaniu "Polesie - Pieśni i Ludzie" odbędzie się ZABAWA W DAWNYM STYLU (walce, tanga, oberki, polki i inne tańce) gdzie zagają:
Orkiestra Wczorajszego Fasonu /Olsztyn (stare, dobre uliczne tanga w wydaniu na akordeon, skrzypce, mandolinę i kontrabas)
Orkiestra Kwartet Destymflandzki /Wola Destymflandzka (dynamiczna muzyka taneczna praktykowana wraz z przyjaciółmi i rodzinami na smyczki, bęben i basy oraz inne formy ciekawej aktywności)
Stowarzyszenie KRUSZNIA /Suwalszczyzna (muzyka do tańca z okolic Suwałk)
Uwaga! Podczas spotkania w CEIK organizujemy opiekę nad dziećmi w wieku 2+ (w godz. 17.00-21.00)
Dojazd:
20 lutego 2009, godz. 13.15, Aula Teatralna Centrum Nauk Humanistycznych Kortowo 2, ul. K. Obitza 1, autobusy MPK: 3, 9, 15, 22, 30, 32, 33.
21 lutego 2009, godz. 17.00, Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych, ul. Parkowa 1, Zatorze, autobusy MPK: 7, 10, 17 (pętla)
Kontakt z organizatorem: Marta Urban-Burdalska, martaburdalska@gmail.com, 507 106 426, Stowarzyszenie "TRATWA"
ZAPRASZAMY!
Informacje dodatkowe:
"Ukraina Archaiczna i Współczesna" - kilka słów o projekcie, koordynatorka Jagna Knittel/Warszawa
"Należę do grupy osób, można powiedzieć - fascynatów muzyki tradycyjnej, która kiedyś, przed laty dotarła do wsi na Polesiu, w poszukiwaniu starych pieśni. Spotkaliśmy tam śpiewaków, starszych ludzi, którzy stali nam się bardzo bliscy i z czasem, ważniejsi od samych pieśni. Wyjazdy na Polesie i spotkania ze śpiewakami ze Starych Koni i Perebrodów stały się częścią naszego życia. Jesteśmy amatorami, nie zajmujemy się folklorem zawodowo. Znamy profesjonalne nagrania, płyty wydawane przez folklorystów, wiemy, że materiał muzyczny z tych terenów jest starannie zbierany przez profesjonalistów z Równego i z Kijowa. Tymczasem nasz projekt powstał po to, aby dodać do pracy profesjonalnych etnomuzykologów nowy element - aby zatrzymać się i pokazać ludzi, konkretnych ludzi, a nie samą muzykę.
Jak wszyscy wiemy, muzyka tradycyjna jest obecnie na wsiach niepopularna, a jej dawni wykonawcy żyją najczęściej w zapomnieniu. Chcieliśmy wydobyć ich z cienia, nobilitować. Aby, po pierwsze, okazać im w ten sposób wdzięczność za to, że obdarowali nas tak hojnie swoimi pieśniami, swoim czasem, życzliwością. Po drugie: aby nobilitować samą muzykę, podnieść jej prestiż w jej własnym środowisku i uczynić bardziej komunikatywną dla szerszego grona, osób, które w ogóle się z nią nie stykają".
"W ramach projektu, który realizuje kilka osób z Polski i kilka z Ukrainy, głównie z zespołu Horyna, organizowaliśmy 2 koncerty w Starych Koniach i Perebrodach, gdzie występowaliśmy przed miejscową publicznością wspólnie z miejscowymi wykonawcami śpiewając ich własny, lokalny repertuar. W ten sposób chcieliśmy pokazać mieszkańcom wsi, jak bardzo ta ich muzyka jest dla nas atrakcyjna i jakim szacunkiem darzymy śpiewaków - naszych mistrzów. Nakręciliśmy film, w którym opowiadamy o naszych mistrzach, wydaliśmy go na płycie wraz z nagraniami audio. Płytę rozdamy śpiewakom, ich dzieciom, szkołom na wsi".
Jagna Knittel
www.ukrainaarchaiczna.pk.org.pl
KWARTET DESTYMFLANDZKI /Wola Destymflandzka
Kwartet Destymflandzki to formacja należąca do rodziny słynnej Kapeli Braci Dziobaków z Woli Destymflandzkiej.
Muzycy tradycyjni młodego pokolenia - grają muzykę taneczną, praktykując wraz z przyjaciółmi i rodzinami także różne inne formy aktywności muzycznej i kulturowej.
Główny obszar ich zainteresowań to opanowanie archaicznego stylu gry na instrumentach smyczkowych z regionów: radomskiego, lubelskiego i destymflandzkiego - stąd nazwa kapeli.
Tradycje muzyczne wsi Wola Destymflandzka sięgają XIX wieku i zapoczątkowane zostały przez trzech braci: Jana, Ignacego i Edwarda Dziobaków. Ich młodzi następcy nawiązują w swoim repertuarze zarówno do tradycji rodzinnych, odziedziczonych po rodzinie Dziobaków, jak i do własnych doświadczeń gromadzonych podczas badań terenowych i spotkań z muzykantami starszego pokolenia, wybitnymi skrzypkami: Janem Gacą z Przystałowic Małych i Stanisławem Głazem z Dzwoli.
Ich grę charakteryzuje surowość formy i improwizacyjność. Grają głownie do tańca, wychodząc z założenia, że muzyka i taniec to najlepszy sposób dialogu międzyludzkiego i międzypokoleniowego.
Skład: Maciej Żurek, Ewa Grochowska, Robert Burdalski and special guest star.
Stowarzyszenie KRUSZNIA
Stowarzyszenie KRUSZNIA działa od 2007 roku.
Członkowie pracują przede wszystkim na obszarach wiejskich oraz na terenach małych miejscowości Suwalszczyzny, aktywizując społeczność lokalną. Wykorzystują w ten sposób wiedzę i umiejętności zdobyte podczas wielogodzinnych cyklicznych spotkań z twórcami ludowymi - muzykantami, śpiewakami, rzemieślnikami.
Działalność stowarzyszenia wzbogaca życie kulturalne i społeczne regionu, m.in. dzięki cykliczne organizowanym potańcówkom przy muzyce tradycyjnej, niejednokrotnie z udziałem mentorów i mistrzów - wybitnych wiejskich muzykantów. Na przestrzeni ostatnich dwóch lat odbył się szereg udokumentowanych potańcówek m.in. w Smolnikach, Maćkowej Rudzie, Wiłkokuku, Żłobinie, Głuszynie, Budzie Ruskiej.
Na swoim koncie Krusznia ma współpracę z lokalnymi organizacjami samorządowymi: Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Sejnach, Suwalskim Parkiem Krajobrazowym; organizacjami pozarządowymi: Stowarzyszeniem Szkolnym w Maćkowej Rudzie, Lokalną Grupą Działania "Sejneńszczyzna"; oraz organizacjami państwowymi: Domem Pracy Twórczej w Wigrach, Wigierskim Parkiem Narodowym.
www.krusznia.blogspot.com
ORKIESTRA WCZORAJSZEGO FASONU powstała w Olsztynie na Warmii w 2008 roku jako odzew na sprytnie przyczajoną ludzką potrzebę obcowania z muzyką. Inspiracją dla Orkiestry jest różnorodna tradycja orkiestr, kabaretów, rewii dwudziestolecia międzywojennego, a także dawnych amatorskich wiejskich teatrów weselnych. Repertuar Orkiestry stanowi muzyka zasłyszana, czyli taka, której najczęściej nie jesteśmy autorami, a która wkrada nam się do serc i wypływa z nich przybierając różne formy. Na repertuar składają się tanga o nieszczęśliwych miłościach, walczyki, poleczki, oberki oraz inne zasłyszane melodie. Orkiestra gra do tańca, posłuchu, a także w różnych nieprzewidywalnych okolicznościach życia i przyrody.
Orkiestra Wczorajszego Fasonu działa przy Stowarzyszeniu „Tratwa” w Olsztynie i jest jedną z inicjatyw Pracowni Działań Performatywnych.
„Takich pieśni sobie szukam”
Film powstał pod wpływem spotkania dwóch światów. Jeden z nich to młodzi ludzie z miasta, miłośnicy muzyki tradycyjnej, którzy dotarli na Polesie w poszukiwaniu archaicznych pieśni - chcieli je nagrywać i uczyć się ich. Drugi świat, to wiejscy artyści, śpiewacy, z poleskich wsi Perebrody i Stari Koni leżących na pograniczu ukraińsko-białoruskim. To ludzie, którzy kiedyś pełnili w swej społeczności istotną rolę, a dziś, kiedy od kilkudziesięciu lat muzyka tradycyjna jest tam już zupełnie niepopularna, żyją trochę na marginesie, a ich talenty muzyczne zostały zapomniane - zarówno przez wieś jak i przez nich samych.
Ci starzy ludzie dzięki „przybyszom z innego świata” odnaleźli motywację żeby znów śpiewać, poprzez pieśni odżył w nich świat ich młodości. Między nimi a przybyszami z miasta zrodziła się szczególna więź, pogłębiana przez wiele lat, pełna radości z odnalezienia wspólnej pasji jaką jest śpiewanie.
Film pokazuje wiejskich wykonawców - ich zmysł artystyczny, ich humor, ich świat, widziane oczami „przybyszów”. Zdjęcia kręcone 2005-2008.
Film został zrealizowany w ramach projektu: Ukraina archaiczna i współczesna – pieśni i ludzie w ramach programu Polsko Amerykańskiej Fundacji Wolności ”RITA - przemiany w regionie”.
Czas filmu – 35 min.
Rok produkcji - 2008
opis i zdjęcia: organizatorzy
autorka plakatu: Joanna Gancarczyk
autor zdjęć z ubiegłorocznej olsztyńskiej zabawy: Piotr Fiedorowicz
autorka zdjęć z projektu "Ukraina Archaiczna i Współczesna" : Jagna Knittel; więcej zdjęć z projektu jest na stronie www.ukrainaarchaiczna.pk.org.pl
Wiesław Szumiński - Wystawa Dym - myD -2
Czas jest dla nas łaskawy. Uśmierza nasz ból, łagodzi gniew. Błękitnieją w jego świetlistości zapamiętane przez nas pejzaże i nasze sądy. Nie rani ostrość krawędzi. Mijanie – nasze przemijanie – znajduje swoją rekompensatę w nim samym, w czasie, który nie jest już naszym „teraz”. Może dlatego z taką tęsknotą i bez lęku wpatrujemy się w rzekę heraklitową i szalony jej pęd nie tracąc gruntu pod nogami i godzimy się na ten ruch nieodwracalny, i na naszą śmiertelność nieuniknioną.
Był kot, który za dnia, a także i nocą zakradał się na nasze i naszych sąsiadów podwórza i podkradał kurczaki. Dusił je, częściowo zjadał. Ich poszarpane ciałka, które coraz częściej znajdowaliśmy porzucone na trawie, pod krzakami porzeczek i agrestu, napawały nas dzikim lękiem, a wśród dorosłych narastał coraz większy gniew na kota-mordercę.
W końcu kot został schwytany i osądzony. Owinięto go i skrępowano szmatami. Były to stare pieluchy, czy porwane prześcieradła. Pamiętam przerażenie w jego oczach, które po chwili zniknęły szczelnie zawinięte
w owe płótna. Tak skrępowany leżał na trawie, jak szmaciana lalka zgubiona podczas zabawy przez jedną z naszych koleżanek. Zawiniątko ruszało się jednak i to podtrzymywało w nas-dzieciakach, niepokój i zaciekawienie.
Dorośli oprawcy stali obok nie zainteresowani rzucającym się po trawie zawiniątkiem. Pili wódkę. Śmiali się i rozmawiali o czymś, czego my-malcy, nie byliśmy w stanie pojąć.
Nagle jeden z nich schylił się, podniósł nieszczęsne zwierzę i ruszył przez boczną furtkę na koniec podwórza, tam gdzie z pokrzyw i rosnących gęsto krzaków porzeczek sterczała stara, kamienna ściana po budowli, której nikt już nie pamiętał. Reszta ruszyła za nim. My – maluchy – skradaliśmy się za nimi w bezpiecznej odległości. Idący z przodu mężczyzna dotarł do muru. Rzucił wciąż popiskujące zwierzę na ziemię. Zapalił papierosa. Inni stanęli obok i znów usłyszeliśmy ich śmiech. Nagle wszystko ucichło. Mężczyzna, który szedł pierwszy, rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go butem. Sięgnął po zawiniątko. Cała reszta rozstąpiła się w milczeniu, tworząc półkole. Wpatrywała się w człowieka z przeraźliwie krzyczącym kotem. Ten ważył go jeszcze przez chwilę w dłoniach. Po czym chwycił mocno za jeden koniec. Uniósł w górę. Usłyszeliśmy urwany płacz. Zobaczyliśmy czerwoną plamę na ścianie. Potem drugi, nagły ruch ręki i ponownie głuche uderzenie.
A potem, czerwona, mokra szmata śmignęła jak błyskawica tuż pod naszymi nogami i wpadła w zboże rosnące za płotem, pod którym przycupnęliśmy. Potem był śmiech tych, którzy stali w półkolu.
Widziałem jeszcze raz tego kota, kilka dni, albo tygodni później. Ocalał.
Żył. Krył się po polach. Chował się w krzakach. Nie miał twarzy. Nie widziałem jego oczu. Jego głowa była nieforemną bryłą pozlepianą strupami sczerniałej krwi. Potem zniknął, a ja o nim zapomniałem.
Dzika grusza nad jeziorem Długim. Wszystko przeminęło, ludzie poumierali, powyjeżdżali, rozpadły się stare domy, a ona wciąż jest. Taka sama. Naga i drżąca od listopada do kwietnia, potem zielona, biała jak panna młoda w maju, jeszcze raz zielona, szmaragdowa i znowu naga i drżąca. Jego ulubione drzewo. Jego drzewo.
Ile razy samochód wyłaniał się zza zakrętu szosy, która dalej prowadziła już prosto do domu jego ojca, bezwiednie kierował wzrok w lewo, na wzgórze i szukał jej. Była tam, taka sama, dzika, niezmienna. Jej gałęzie, jak zawsze, w nieładzie dotykały ziemi.
Spacery, które odbywał do niej, były częścią rytuału, który sobie wymyślił, kiedy tu jeszcze mieszkał, a jego czas biegł wtedy po kole, był przewidywalny, nie ginął – jak teraz – we mgle i nadawał rytm jego życiu. Częścią tego rytuału była wiosenna kąpiel w jeziorze, zbieranie poziomek, jesienne błąkanie się po gajach wokół Różańcowej Góry w Żubronajciu, w poszukiwaniu rydzów i maślaków, a potem włóczęga po tych samych miejscach zimą.
Wzgórze, na którym stoi grusza, pocięte jest rowem okopów jeszcze z pierwszej wojny. Z jego wierzchołka rozciąga się widok na całe jezioro i cmentarz, na którym leżą ci, którzy owe okopy żłobili w twardej tu i kamiennej ziemi. Równie dzika jak drzewo, łąka pachniała od wiosny do jesieni, kwieciła się , czerwieniła poziomkami, umierała i rodziła się, co było częścią tamtego obrzędu.
Dzika grusza, rozłożysta, ku ziemi pochylona.
Kotwica na wzgórzu nad jeziorem Długim
poniedziałek, 16 lutego 2009
Wiesław Szumiński - Wystawa Dym - myD -1
Tym co go znają, poznają.
Tamtym (...), spotkają.
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński. Wystawa dym
Zdjęcie to zrobione zostało prawdopodobnie w kaziukowym ogrodzie, którego kąty zawsze porastała gęsta, nieskoszona trawa, pokrzywy, bodiaki i zdziczałe śliwy. Stefania-Kaziuczka, w której domu ojciec znalazł przystań, pomoc i tu też, w jej domu, w jednym z pokoi, tym od ulicy, z oddzielnym wejściem była pierwsza jego weterynaria.
Podobało mu się zawsze to zdjęcie. Biel ich koszul, tak samo splecione ręce. Zegarek Kaziuczki był prawdziwie szwajcarski. Dostała go od owego niemieckiego oficera, który mieszkał w jej domu, zanim wyruszył na wojnę z Sowietami.
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński.Wystawa dym
Zrobił to zdjęcie, kiedy ostatni raz był w jej domu. Studiował wtedy w wielkim mieście i nie widywał jej lata całe. Nie poznała go. Opowiadał jej to, co pamiętał w nadziei, że tym wróci jej pamięć. O tym jak przynosiła do kuchni całe worki trocin, wysypywała je na podłogę, aby mogli bawić się nimi, on i jego mała siostrzyczka, rozsypywać, kopać norki i budować zamki, takie jak z piasku. Kiedy wracała z pracy ich matka, wszystko było pięknie posprzątane, Ani śladu po niedawnej zabawie i była to ich tajemnica. Nie zdradzili jej nigdy nikomu. Pamiętał też jej mały domek, ten sam, w którym teraz siedzieli i wielkie krosna – warsztat ,na którym tkała kolorowe chodniki. Ten sam jej kaflowy piec, ten sam jej dobrotliwy uśmiech i tak samo splecione dłonie.
Niedługo potem, po tej wizycie, podczas której zrobił to zdjęcie, Bronia umarła. Pisała mu o tym matka. W jej domu zamieszkał inny człowiek.
- Nacierpiałaś się przez nas Bronciu – myślał teraz. Dla płochej zabawy dwóch rozbrykanych dzieciaków, napracowałaś się tyle, natrudziłaś. I lat musiało minąć aż tyle, że od ich upływu umarłaś, żeby zrozumiał w końcu Twoją dobroć, cichy dobrotliwy śmiech Twoich oczu.
Bronciu, Bronciu ...
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński.Wystawa dym
Sąsiedzi mieli go za dziwaka, za obłąkanego, skoro gotowy był im płacić za rzeczy zbędne, zalegające strychy ich domów od niepamiętnych czasów. Był zbieraczem staroci. Był też, jak oni, rolnikiem. Miał konie, krowy, świnie, całe gospodarstwo i swoją pasję – upodobanie do starych sprzętów, monet, broni, garnków i świątków. Połowę jego domu zajmowały te „rupiecie”. Leżały porozkładane na łóżkach, wisiały na ścianach, nikomu nie potrzebne poza nim.
Pierwszy raz spotkał go na rynku przed kościołem. Był wtedy małym chłopcem.
- A może ty chłopczyku masz coś starego? – zagadnął go.
- Mam – odpowiedział – i wyjął z kieszeni swoich krótkich spodenek, wielką jak płachta codziennej gazety, dwudziestopięciorublówkę – jego dumę.
Zaprosił go do swojego domu. Pokazał pokój ze skarbami. Dla niego – dziecka był to zaczarowany świat.
Spotykał go później wiele razy, przez wiele lat. Bywał w jego domu. Oglądał nowe „zdobycze”.
Zdjęcie to zrobił przed jego domem, w latach 80-tych XX wieku. Wygląda na nim jak starowier. Ta broda, ta fryzura – na modłę raskolników zrobiona. W rękach trzyma „tutejszą”, starowierską, mosiężną ikonę i krzyż.
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński.Wystawa dym
Dom Andzi należał przed wojną do Żydów, jak cały ten kwartał wokół bożnicy. Oprócz Kaziuka żaden katolik przy synagogalnym rynku wtedy nie mieszkał. Z tych nielicznych teraz domków, które zachowały się do jego czasów i które przechowuje w swojej pamięci, bo jest ich z roku na rok mniej, ostały się jeszcze trzy albo cztery zaledwie. Z ich marności, niewielkich podwórek, drewnianych płotków, wnosić można, że zamieszkiwała je biedota, co potwierdzał też swoimi opowieściami Kaziuk – jego przybrany dziadek.
Dom Andzi stoi w tym rogu rynku, z którego swój początek bierze ulica Polna prowadząca w stronę Morgów – bajkowej krainy jego dzieciństwa, krainy wzgórz, zielonych łąk i schowanych między nimi błękitnych jeziorek i mokradeł.
Dom Andzi jest koloru czystego nieba. Zawsze był tego koloru i nie tracił go podczas nielicznych remontów i drobnych poprawek. Każdą nową deskę uszczelniającą coraz liczniejsze dziury, malowała Andzia wapnem, dodając do niego „sinki” – barwnika w odcieniu ultramaryny kupowanego w składzie chemicznym. Dom Andzi tonął w błotach ulicy przez niemal pół roku, podczas wiosennych roztopów i listopadowych deszczów. Podwójniał wtedy. Jego błękit powtarzały rozlane wokół niego kałuże i tylko letnie upały odsłaniały „kocie łby” ulicy i rynku przed bożnicą.
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński.Wystawa dym
Mama umarła 19 listopada o zmierzchu. Była godzina 16.40. Miała 69 lat. Ludzie mówili, że mogła jeszcze pożyć. Niektórzy mówili, że gdyby została w szpitalu.... inni, że nie, że lepiej, że wróciła, że w domu, wśród swoich.
Umarła w fotelu, w którym przesiadywała całe wieczory czytając gazety i wciąż te same książki, które znała już na pamięć. Zasłabła, straciła przytomność, na chwilę wróciła do życia, powiedziała – „ach to tu wszyscy jesteście ?” i umarła.
Jesień jest dla nas bardzo łaskawa w tym roku. Zwykle już w pierwsze dni listopada, w dzień Wszystkich Świętych i w dni zaduszne pada deszcz, chlapie mokry śnieg, wieje wiatr i gasi cmentarne światełka. Tu, w tym kącie, tuż przy litewskiej granicy, zima zjawia się szybko i późno odchodzi. A tu grudzień przychodzi, a powietrze wciąż łagodne. Mgły się snują rano po polach, jak w sierpniowe świty po deszczowych nocach.
Śmierć wypiękniła twarz mojej mamy i ostudziła jej ból. Jakże inaczej dotarłaby tak daleko, do bram niebieskich, na swoich chorych nogach? A może to anioł, który na moment zawisł nad domem, poniósł ją tak wysoko?
Przychodzili ludzie, przynosili kwiaty. Siadali na długich, drewnianych ławach. Milczeli. Niektórzy spoglądali ukradkiem do wnętrza trumny. Kiedy przyszła noc, zasiedli wokół mamy. Zmawiali długie różańce, litanie i koronki do Najświętszej Panny. Kwiaty zasłoniły mamę.
- Irena leży dzisiaj jak królowa – powiedział ktoś.
Franusia przeraził odgłos uderzających o trumnę grudek ziemi. Ziemia w tym miejscu jest lekka. Żółty piach i drobny żwir.
Przesuwane paciorki różańca, monotonnie wypowiadane mantry litanii, niekończące się, długie wyliczanki świętych imion wymawiane przez krewnych i sąsiadki siedzące wokół stołu, na którym przed chwilą dymiły na półmisach pogrzebowe bigosy i mięsa.
Noc. Na stole, na którym stała trumna mamy, stoją teraz talerze i nie uprzątnięte jeszcze resztki pogrzebowej uczty. Mama odeszła. Kiedy czterech, ubranych na czarno mężczyzn uniosło ją w górę, kobiety zerwały płótna ze stołu, na którym stała trumna. Rzuciły je w kąt pokoju. To po to, żeby tu już nie wróciła.
Obraz -technika własna, autor Wiesław Szumiński.Wystawa dym
niedziela, 15 lutego 2009
Bal karnawałowy
Do tańca grały połączone siły Braci Pachutków oraz Kapeli w Składzie.