Poszedł po salceson i stracił kasztankę
Suwałki. Kiedy woźnica poszedł po zakąskę, ukradli mu... konia z furmanką. Poszkodowany suwalczanin 64-letni Tadeusz K. nie potrafi jednak opisać sprawców. Twierdzi tylko, że jeden wyglądał "ryzykownie”.W środę wieczorem na suwalską komendę policji wpadł zdenerwowany mężczyzna, informując, że został oszukany. Otóż bardzo wcześnie rano wybrał się na jarmark, który odbywał się przy ulicy Bakałarzewskiej, aby sprzedać konia. Zwierzęciem -"kasztanką z prawie białą grzywą” zainteresowało się dwóch rolników.
Tadeusz K. zgodził się sprzedać konia i wóz za trzy tysiące. Panowie dobili targu, ale rolnicy, zamiast pieniędzy, wyciągnęli z kieszeni butelkę wódki. Po kilku kieliszkach stwierdzili, że przydałoby się coś na zakąskę. K. poczuł się do obowiązku i poszedł do pobliskiego sklepu po salceson. Kiedy wrócił na plac targowy, po kasztance ani po jej nowych właścicielach nie było już śladu.
Zrozpaczony mężczyzna przez cały dzień szukał konia po mieście, a wieczorem pobiegł prosić o pomoc policjantów. Był tak zdenerwowany, że nie potrafił logicznie odtworzyć zdarzenia. Nie pomagał mu też w tym stan trzeźwości. Mężczyzna miał ponad dwa promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Składając funkcjonariuszom zeznania, wielokrotnie podkreślał, że to niegodziwe, aby "dziadka spoić i okraść”. Uważał, że złodzieje powinni go przeprosić, no i oczywiście oddać konia, do którego przywiązana jest bardzo wnuczka.
Ponieważ wyjaśnienia były mało spójne, funkcjonariusze spisali tylko notatkę i poprosili suwalczanina, aby zgłosił się na komendę jeszcze raz, kiedy wytrzeźwieje.
Stróże porządku liczą, że poszkodowany przypomni sobie trochę więcej niż to, że na wozie z żelaznymi kołami znajdował się połamany bat.
1 komentarz:
Piotrek, Lutek! Oddawac konia dziadkowi. Lobuzy zatracone...
Prześlij komentarz